Do tej pory fasolka szparagowa i zrumieniona na maśle bułka tarta to była dla mnie nietykalna świętość. Mój współlokator zainspirował mnie jednak zupełnie innym połączeniem. Ugotował fasolkę i podał ją ze smażoną słoninką. Tylko tyle, najprościej. Palcami wybierałam strączki z garnka i nie mogłam przestać. I to są plusy posiadania znajomych z różnych zakątków Polski. Wymieniając doświadczenia przekonałam się na przykład, że do żurku można wrzucić ziemniaki, marchewkę i smakuje to wybornie.
Ja przygotowałam tę potrawę trochę po swojemu, zamiast słoniny użyłam cieniutkie plasterki wędzonego boczku.
Jak ja to robię: (ilość wystarcza na 2 porcje)
ok. 200g wędzonego boczku w plasterkach
ok. 600g fasolki
Ze strączków fasolki odcinam końcówki i gotuję je w osolonej wodzie do miękkości. Widelcem sprawdzam twardość, lubię al dente. A w międzyczasie na patelni smażę plasterki boczku. Posypuję je solą i na średnim ogniu wytapiam z nich jak najwięcej tłuszczu. I teraz w zależności od tego czy lubimy dania mniej lub bardziej "fit", fasolkę albo mieszamy z boczkiem i odrobiną wytopionego tłuszczu, albo podajemy same strączki z wysmażonymi plasterkami. Połączenie smaków takie jak lubię najbardziej: słodko-słony:-)
to prawda, fajnie mieć znajomych z całej Polski by poznawać nowe smaki i połączenia. U mnie takie miks fasolki z boczkiem również nie jest znany, ale wygląda przepysznie :-)
OdpowiedzUsuń