Do ciasta naleśnikowego dodaję kefir, dzięki temu jest bardziej delikatne. Od dawna próbuję uzyskać smak tych babcinych naleśników i coś mi tu jeszcze nie gra. Ciasto robię dokładnie tak, jak ona (chociaż jej ilość "na oko" postanowiłam odmierzyć za pomocą szklanki). Pozostają tylko dwie kwestie: ja mam niby specjalną patelnię do naleśników, z cienkim dnem - ona miała masywną, aluminiową, właśnie z grubym. Próbowałam taką odnaleźć gdzieś na bazarach... Niestety, bez rezultatów. W niedzielę będę na targu staroci, może się uda:-). Ta druga kwestia to tłuszcz. Babcia przed każdym plackiem smarowała patelnię kawałkiem słoniny nabitym na widelec. Może to właśnie o to chodzi. Dam znać...
Jak ja to robię:
kefir (400ml)
2 szkl. mleka
2 szkl. mąki
1 jajo
łyżeczka sody
proszek do pieczenia (odrobina na końcu łyżeczki)
szczypta soli
łyżeczka cukru
2 łyżki oleju
W wersji na słodko dodaję kilka kropel aromatu do ciast, np. migdałowy.
Całość dokładnie mieszam mikserem lub blenderem tak, aby nie było grudek. Odstawiam na pół godziny, aby ciasto "odpoczęło". Po tym czasie chochelką nalewam ciasto na rozgrzaną patelnię. Pierwszy zazwyczaj się nie udaje, ale potem już jest z górki.
I to jest ten moment, kiedy ja się nimi najadam i potem już nie mam miejsca w brzuchu na te przełożone farszem:-) Suche, gorące, prosto z patelni:-) To taki odruch z dzieciństwa jeszcze. Babcia zapatrzona w telewizor między jednym a drugim naleśnikiem, nawet nie zauważała dziecięcych rączek sięgających po cieplutkie placuszki:-) A one po prostu znikały...
Dodawałam już maślankę, ale kefiru nie. Muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńA jak wyszły z maślanką??? Myślę, że efekt może być podobny:-)
OdpowiedzUsuńtak mi się wydaje, że ten sekret to ta słoninka :-) ja powróciłam do babcinych sposobów ...
OdpowiedzUsuń