Ostatnie dni urlopu, piękna pogoda... Co tu robić? Zgrzeszyłabym, gdybym nie skorzystała z okazji, że mieszkam tymczasowo w Rzeszowie i nie odwiedziła Bieszczadów (toż to rzut beretem). Zwłaszcza, że (o zgrozo!) nigdy tam nie byłam. Nie wiem jak to się stało, przecież to najpiękniejsze miejsce pod słońcem. Idealne na wypad z rodziną, przyjacielem, z drugą połówką lub też solo. Teraz, we wrześniu jest świetny moment, turystów jest stosunkowo mało.
Ok, decyzja zapadła. Teraz zasadnicza kwestia: dokąd, czym itd. Za namową internautów wybrałam uroczą wioskę Wetlinę, to podobno najlepszy punkt wypadowy na najciekawsze szlaki. Czym dojechać? I już w tym momencie zaczyna się robić pod górkę, komunikacja w tym regionie poza sezonem wakacyjnym jest mocno skomplikowana. Godz. 4:30 Neobus z Rzeszowa do Sanoka, miasta skąd rzekomo najłatwiej będzie mi dojechać bezpośrednio do Wetliny (Neobus jeździ w tamtym kierunku również z Warszawy, Krakowa i Wrocławia). W sumie byłoby bardzo łatwo, bo jeden pan świetnie wyczuł niszę i podstawia swojego prywatnego busa akurat na czas przyjazdu Neobusa do Sanoka. Heh, gdyby nie to, że moja naiwność pozwoliła mi być pewną, że gdzie jak gdzie, ale przy dworcu PKP w Sanoku na pewno będzie bankomat... UWAGA! W Sanoku, przy dworcu PKP nie ma bankomatu! Następny kurs do Wetliny - 10:40, za 4,5 godziny! Jestem człowiekiem cierpliwym:-)
Nocleg? O to nie trzeba się martwić w ogóle. W Wetlinie właściwie przy każdej posesji znajduje się tabliczka z ofertą wolnych pokoi. Bardziej wymagający mogą przenocować w którymś z prześlicznych drewnianych domków usytuowanych przy uliczce prowadzącej do żółtego szlaku nazwanej Manhattan (nie wiem na ile jest to oficjalna nazwa;-). Dla bardziej zaprawionych turystów proponuję schroniska, np. "Cień PRL", w którym sama nocowałam. Miejsce, gdzie człowiek ma wszystko, czego potrzeba na takim wypadzie: kawałek poduszki, ciepłą wodę, czajnik i cudowną domową atmosferę, gdzie wszyscy ze sobą rozmawiają mimo, że się nie znają. Wieczorem można posiedzieć przy ognisku z zupełnie "obcymi" ludźmi.
Idziemy w góry, hen na połoniny:-) Przy wjeździe do Wetliny, tuż za karczmą "Chata wędrowca" jest wejście na żółty szlak , który w pewnym momencie krzyżuje się ze szlakiem czerwonym. W tym miejscu możemy pójść dalej szlakiem żółtym wiodącym na sam szczyt Smerka (1222 m.n.p.m)., albo skręcić w prawo i dojść na szczyt Połoniny Wetlińskiej (1228 m.n.p.m.). Na Smerek krócej (ok 40 min), na Połoninę dłużej (ok. 2 godz.), ciekawiej i piękniej. Ponadto na samym jej szczycie zlokalizowane jest schronisko PTTK "Chatka Puchatka". Można tam coś zjeść i wypić. Ja akurat prowiant wzięłam ze sobą. Uwierzcie mi, zwykła bułka z kefirem nigdzie nie smakuje tak, jak tam. W chatce można również przenocować za bardzo symboliczne pieniądze. Ale trzeba się liczyć z tym, że jest to trochę survival, nie ma tam bieżącej wody ani prądu. Jestem pewna, że kiedyś chatkę "zaliczę", podobno widok wschodu i zachodu słońca z tego miejsca zapiera dech.
Będąc na szlaku w Bieszczadach (właściwie nie tylko w Bieszczadach) spotkać się można z bardzo fajnym zjawiskiem. Otóż wszyscy którzy się mijają witają się ze sobą. Każdy każdemu mówi "dzień dobry" lub też bardziej młodzieżowo "cześć", nawet obcokrajowcy na tę okoliczność nauczyli się melodyjnie wymawiać "dżen dobły":-). I choć w pewnym momencie robi się to naprawdę męczące, to jest niesamowicie miłe. A radość pana pod 70-tkę, któremu młodzi chłopcy powiedzieli "cześć" nie ma sobie równych;-)
Czego napchałam do kanapki? Odrobina masła, rukola, ulubiona wędlina (gdybym miała więcej czasu przed wyjazdem, zamiast tego użyłabym upieczonej w rękawie piersi z kurczaka), ser brie, odrobina miodu i avocado, mmmmm:-)
Będąc "na dole" koniecznie trzeba zajrzeć do uroczej "Chaty wędrowca" i spróbować słynnego naleśnika giganta z jagodami, śmietaną, miodem i cukrem pudrem. Polecam zamówić pół porcji, całej nie sposób zjeść, jak gigant to gigant. W karcie zapewniają, że zrobiony jest z tradycyjnego ciasta naleśnikowego. Dziwią się, że turyści porównują ten placek z racuchem. Po spróbowaniu potwierdzam, to bardziej racuch. Powiem tak: na talerzu podano mi solidną porcję szczęścia:-)
Na śniadanko wybierzcie się do "Starego Sioła" tuż obok "Chaty wędrowca". Tosty z szynką i serem w towarzystwie warzyw i angielska herbata - na świeżym powietrzu, z widokiem na góry smakują nieziemsko.
Natomiast wieczorem koniecznie trzeba zajrzeć do "Bazy ludzi z mgły". Opinie tych, którzy byli mówią same za siebie:-)
Kochani, czy ja muszę cokolwiek dodawać? Pakujcie plecaki i jedźcie choćby na 2 dni. Jest wrzesień, jeszcze dosyć zielono. Myślę, że z początkiem października będzie jeszcze piękniej, kiedy góry kąpać się będą w jesiennych czerwieniach i żółciach.
W razie wątpliwości odpowiem na wszelkie pytania:-)
P.S. Tak, co by zaskoczenia nie było... W Wetlinie, miejscowości turystycznej, nie ma ani jednego bankomatu. Zaopatrzcie się w gotówkę:-)