czwartek, 3 lipca 2014
niedzielny poranek "W oparach absurdu"
Czerwcowy niedzielny poranek, zrobiłam coś pierwszy raz w życiu. Coś, co właściwie zawsze chciałam zrobić.
Wstałam z łóżka, założyłam wygodny dres i szare conversy, umyłam twarz, przeczesałam włosy i tylko tyle. I w takim oto stanie wyszłam z domu, na śniadanie... gdziekolwiek. Po drodze zadzwoniłam do koleżanki, okazało się, że za pół godziny wysiądzie z pociągu na Wschodnim. Opcje były dwie: albo "Cafe u krawca" albo bar mleczny "Rusałka". Ale spontan zawiódł nas do jakże klimatycznej knajpy "W oparach Absurdu".
Śniadanie w domu to zawsze była dla mnie świętość. Ale tego dnia zmieniłam zdanie:-) Cudowna atmosfera, genialne pierogi, pyszne piwo, drugi poziom, miejsce przy oknie z widokiem na ul. Ząbkowską a w tle nastrojowa muzyka Pearl Jam. Rozłożyłam się na kanapie z jedną myślą w głowie: chwilo trwaj!
Polecam bardzo "W oparach absurdu":-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz